Przybysz z wielkopolskiego Leszna w 1958 r. zamieszkał na Sadybie i spędził tam większość dorosłego życia. Czołowy przedstawiciel turpizmu – kierunku w literaturze epatującego brzydotą, kalectwem, chorobą i śmiercią – swoje warszawskie otoczenie Stanisław Grochowiak wprowadził do własnej poezji dopiero po dziesięciu latach. Okazał się jednak najwybitniejszym pisarzem, jaki na Sadybie żywił swą twórczość jej realiami.
Główny lokator lokalu na poddaszu przy Morszyńskiej 3/7 mieszkał w jedynym przedwojennym bloku osady, składającej się poza nim z samych willi Sadyba w poezji Grochowiaka pojawiła się po raz pierwszy w wierszu Nowela (I) w tomie Nie było lata [1969]. Impulsem był wypadek sąsiadki – Maria Branicka, wdowa po generale, wpadła pod wąskotorową kolejkę wilanowską, której tory do 1957 r. okrążały jeszcze fosę fortu (popadła później w depresję, zmarła w 1974 r.). Poeta mylnie przypisał nieszczęście innemu środkowi transportu:
    „Kiedy generałowej Branickiej tramwaj odciął stopę,
     Jej ogródek pośrodku podwórza zesechł i zmizerniał.
     Siatka, która osłaniała ten skrawek, jak kwef
     ochrania wdowę,
     Stała się szmatą z drutu, łodyg i rupieci,
     Na drewnianym stole sczerniał ślad po kartach,
     Na żwirowanej ścieżce rozciekła się mysz.
     A przedtem – jak pomnę – szlachetna Branicka,
     W sukni sprzed wieków, w srebrnym hełmie włosów,
     Wnosiła tu z piętra kruche filiżanki,
     Dzbanuszki ze srebra, ciastka z margaryny,
     I w pozie przejętej z portretu Marii Ludwiki
     Oczekiwała trzech swoich Staruszek.
     Miała je trzy – nieodmienne – wyszperane
     Ze sklepów Desy, ze Szkoły Tańca, z Pensjonatu:
     Nakryte wielkimi czarnymi kapeluszami jak rzeką,
     Opięte w gorsety, w których trzeszczały szprychy
     parasoli. […]
     Spoglądam na gruzy ogródka pośród podwórza,
     Rozmyślam o stopie osobnej, kobiecej,
     Wiatr biorę na piersi,
     Trochę dżdżu na twarz.
     Nadeszła jesień. Pora palić w piecu”.
Wiele wskazuje na to, że i Nowela IV (Poranek Wariatowej) z tomu Polowanie na cietrzewie [1972] inspirowana jest Sadybą. Opowiada o kobiecie robiącej zakupy dla tego, za którym „poszła w obłęd”, zakupy w „sklepiku otoczonym rycerstwem w pióropuszach piwa”:
    „Przez ulicę idzie się na wspak:
     Piekarz i Rzeźnik owinięci girlandami koleje,
     Więc o dopuszczenie prosi.
     Przez ulicę idzie się wzwyż:
     U szczytu jest kiosk, gazety, sport, zbrodnia
     i filharmonie,
     Więc ona o w s z y s t k o prosi. […]
     Jakże ją objuczył ten obłęd – ten czekający
     W mężczyźnie z trzeciego piętra krępy strażnik
     grobu,
     Jakże ją wsysa.
     Walerianą pachnąca sień.
     Jakże zapraszająco wypełzają z mroku blade ramiona
     Pokryte włosem i kropelkami potu [...]”.
Najwięcej wierszy związanych z miejscem zamieszkania znalazło się w tomie Bilard [1975]. Przede wszystkim utwór zatytułowany wprost Sadyba:
    „Mam jeszcze azyl. Bielona mansarda
     Wśród drzew rzucona − jak skorupa pośród
     Łąki fabrycznej. Tym wzgardzeniem harda.
     Bo ile środków ma byle mimośród?
     Środek zachwytu w ptaków śpiewnej gęstwie,
     Gdy gawron kona − słowik gna intruzów...
     Środek na pszczoły w kramarskim przekleństwie
     Przy kopcach papryk i turniach arbuzów...
     Środek zdziwienia, kiedy drobna łyska
     Jak rzęsołamacz mknie po starej fosie...
     Środek zamętu, kiedy piorun łyska
     W niebo się wnosząc na drzew wniebogłosie...
     A w środku nocy − od niedzieli do śród −
     Gdy na warzywa ożywia się popyt,
     W mojej mansardy tajemny mimośród
     Sączy się blade echo końskich kopyt. [...]
     «Zwierzęta idą» − mówią drżące słoje.
     W dębowych deskach starej biblioteki.
     «Zwierzęta idą» − wtórują podwoje
     Izdebek sennych jak chłopca powieki.
     Jeszcze − czy długo − chłonąć ten wstydliwy
     Tupot będziemy? Przecież nakazano,
     Aby tam − w środku − nie wadziły grzywy,
     Ani broczyło obrokowe siano.
     I nas dopadną. I tutaj położą
     Kres tym pobudkom dziecięcej pamięci,
     Ślady na stegnach obłożą rogożą
     Smolnych asfaltów. A z tym wszystkim − Święci.
     Więc dobrze słuchaj, mój już bliski wnuku!
     Miałem ja noce, co starczyły za msze,
     Kiedy słuchałem końskich kopyt stuku,
     Tak baśniowego, jak ich nozdrzy zamsze”.
 Wiersz Ciesielska poświęcony jest babie dowożącej Grochowiakowi cielęcinę ze wsi – po drodze autobus, którym jechała miał wypadek, straciła pamięć, a mięso rozkradziono. O ile w Sadybie poeta oddaje jeszcze klimat przedmiejski, inne utwory wprowadzają już motywy nadchodzącej brutalnej urbanizacji. W wierszu Chciał matkę zabić młotkiem, buldożer go zeżarł opowiada o pijaku, który wygrażał tymże narzędziem matce, ale podpity wpadł pod przejeżdżającą maszynę, co stało się pretekstem dla twórczej działalności artysty z sąsiedniej osady:
    „Zdefraudowany na umyśle malarz z Augustówki
     Pozbierał wszystkie gazety, którymi zwłoki obklejono
     I zrobił turpistyczny collage [...]”.
Najbardziej widać to w wierszu Dla budki z piwem requiem
    −„...Że się pewien browarny w trumienkowe dyby
     Wtroczył, a był czas lipca, kiedy nawet pije
     Jedyny Abstynent z pobliskiej Sadyby −
     Budce z Piwem sprawiono doszczętne Requiem […]”.
Grochowiak w fantasmagorycznej wizji wylicza lokalne persony uczestniczące w kondukcie:
    „I trepakiem by nazwać ono nóg słanianie,
     Którym w «Marszu Żałobnym» chełpił się Ujejski,
     Przy krokach boleściwych, kiedy Sadybianie
     Szli żegnać swój ostatni Akropol podmiejski.
     Pieszczoch z okiem Zagłoby, lecz bez jego blagi
     Przyznający żonie celność w zajzajerze,
     Hela Noga w brokatach monarszej powagi,
     Lolo − pierwszy raz z dykcją − klepiący pacierze.
     Trzeba było rozgarnąć te spuszczone rzęsy
     Paniuś z Klubów Rabatek, Mentorów z rozporkiem
     Wiecznie rozkitwaszonym przez narad bezsensy,
     Jak dźwignąć ludu poziom blokowym wieczorkiem.
     A tu Ofelia płaczu rozpuszczała loki
     I powietrze, co wzdęło szczawiową spódnicę,
     Niosło ją − topielicę − przez te rącze bloki
     Z żywej dusz arterii gdzieś na obwodnicę.
     Cud był przy Bonifratrach. (Już zżuły ten placyk
     Memlące trawożery). Coś kląska w motorze,
     Karawaniarz błąd maca, a tu Bonifacy
     Mumijką śniadą staje w śmiertelnej pokorze
     I kondukt sam prowadzi. Jako się przeorał
     Przez szybkę pod ołtarzem, grzeczny tłum nie pyta.
     Korona z glanspapieru, szczerbaty pastorał,
     I świtką przewinięty jak byle najmita −
     Jeden z naszych. Że Sykstus go jak piernik dawał
     Polskiemu magnatowi: «masz gnat, mój magnacie!»,
     Znak, że owego Czerwia Czerniakowa kawał;
     Co cały się roztrwonił w asfaltów poświacie.
     Katolicki więc pogrzeb. Chociaż w ateuszy
     Sadyba dość obfita, gnać Relikwię trudno.
     Zwłaszcza kiedy popatrzeć, jak takiego suszy.
     Wspólnym frontem kopsnęli «Pod trupka»
     na Bródno”
Hela Noga była analfabetką mieszkającą w tym samym budynku co Grochowiak, wysyłaną ponoć przez zamożniejszych lokatorów po zakupy, a ożywająca mumijka to relikwia św. Bonifacego, znajdująca się w zbudowanym przez Tylmana z Gameren kościele św. Antoniego Padewskiego. Placyk przed kościołem pojawia się też w Prozie na dzień świętego Medarda − Grochowiak zawarł tu pragnienie zmycia z siebie jadowitej głupoty pewnego intelektualnego kurdupla architekta. Podmiot liryczny wychodzi przez Powsińską, placyk Bonifratrów prosto na Russel Street do księgarni pana Tomasza Davies, gdzie czeka nań Samuel Johnson. Wnuk, o którego rychłym przyjściu na świat 41-letni poeta wspominał w Sadybie okazał się wnuczką Kingą – urodziła ją w marcu 1976 r. 18-letnia córka Gosia. On sam od 1975 r. dysponował także „pracownią” − kawalerką przy Czerniakowskiej 56 m. 47 przyznaną mu przez ministra kultury Józefa Tejchmę. Na Morszyńskiej w trzech pokoikach gnieździł się z żoną i czworgiem (w pewnym momencie nawet pięciorgiem – najmłodsza córka zmarła w niemowlęctwie) dzieci. Zbiór wspomnień o Grochowiaku Dusza czyśćcowa [2010] zawiera relacje, z których wynika, że przemieszkiwał też u kochanki po drugiej stronie Wisły.
Wnuczką młody dziadek cieszył się niespełna pół roku. Choroba alkoholowa doprowadziła u Grochowiaka do zrujnowania wątroby, jego przedostatnim adresem było mieszkanie poety Zbigniewa Jerzyny ostatnim – szpital przy Stępińskiej, gdzie zmarł 2 września 1976 r.
-------------------------------------------
Tekst jest fragmentem książki Pawła Dunin-Wąsowicza “Mokotowski przewodnik literacki”. Dziękujemy Wydawcy Fundacji Hereditas za mozliwosć jego publikacji.


















