Wizjoner fantasy i pasjonatka kominów

Ludzie renesansu. On żywiołowy - tworzy performance, mural i reklamę, ale też doradza w akcjach społecznych. Ona spokojna - robi zdjęcia i tłumaczy książki. Łączy ich pasja do mozolnej pracy z papierem – do grafiki i rysunku. Podczas festiwalu Otwarte Ogrody Sadyba 2011 Przemek „Trust” Truściński i Zofia Stanisławska pokazali swoje najnowsze dzieła.

Komiksy

O ile malarze wystawiający swoje prace na tegorocznym festiwalu Otwarte Ogrody starali się raczej odtworzyć rzeczywistość wokół nich, ta dwójka poszła pod prąd. Ich prace to światy przetworzone, albo wręcz wymyślone.  Widać to szczególnie u Przemka Truścińskiego.  Ten utalentowany młody ilustrator z Łodzi, od kilku lat mieszkający na Sadybie, znany jest szerszej publiczności głównie z komiksów. Jeden z nich pokazał 5 czerwca 2011 r. na plenerowej wystawie na płocie agencji reklamowej G7 przy Goraszewskiej 7. Chodzi tu o cykl ilustrowanych wywiadów Gazety Wyborczej ze znanymi Polakami o ich rozumieniu roli współczesnego mężczyzny.  

Choć na poszczególnych planszach bez trudu można rozpoznać sylwetki znanych rozmówców, to jednak zwykle są one przerysowane. Przykładem jest wywiad-komiks z Lechem Janerką, gdzie tytułowy bohater przypomina zasuszoną mumię albo zombie rodem z horroru. Zawsze rysunek współgra jednak z przesłaniem wywiadu. Wśród kilkunastu komiksów znalazły się jeszcze m.in. rozmowy z Wojciechem Fibakiem, Janem Englertem, czy Krzysztofem Ibiszem ale także z polskim rabinem i imamem. 

Jeszcze bardziej przetworzony świat pokazał autor na planszach zawieszonych od strony głównego wejścia do agencji G7.  Tu po obu stronach bramy znalazły się na planszach całkowicie wymyślone twory przypominające swym wyglądem duchy.

Anegdoty, anegdoty

Komiksy ze znanymi mężczyznami, pokazane na wystawie, stały się później przedmiotem osobnej prezentacji multimedialnej.  Stanowiła ona ostatni już punkt festiwalowego programu, stąd Przemek Truściński nie musiał się spieszyć.  W zacisznym ogródku agencji po kolei pokazywał i omawiał okoliczności powstania najciekawszych i najtrudniejszych odcinków cyklu.  Grupka kilkudziesięciu nocnych marków, która przyszła na spotkanie, chłonęła kolejne opowieści, rzucając czasem jakiś krótki komentarz do słów głównego mistrza ceremonii. 

Na krótko przed północą skupienie na twarzach gości i nocną ciszę przeciął dźwięk komórki.  Okazało się, że właścicielem telefonu jest sam prelegent.  Niezrażony, przeprosił, spojrzał na wyświetlacz i podniósł słuchawkę.  Uspokoił narzeczoną, że jeszcze pokazuje slajdy i że już niedługo kończy.  Kiedy faktycznie skończył, wybiła pierwsza w nocy.  Przemek okazał się być równie zdolnym ilustratorem jak gawędziarzem. Pomogli mu w tym zapewne chłonni ciekawych przemyśleń i nieprzypadkowi odbiorcy. Jeden z nich zrobił autorowi niespodziankę, kiedy zaraz po wykładzie rozwikłał zagadkę, o której mówił Truściński podczas prezentacji. Bohater wieczoru podkreślał dwukrotnie, że bardzo cieszy się ze zmian, jakie zachodzą w publicznym statusie uważanych dotąd za niepoważne sztuk graficznych.  Za przykład podał przekazanie polskiej komputerowej gry Wiedźmin, nad którą zdarzyło mu się krótko pracować, jako oficjalnego prezentu wizytującemu w Polsce Prezydentowi USA Obamie.   Jak się okazało ku zdumieniu Przemka Truścińskiego, to właśnie jeden z przybyłych na nią mieszkańców Sadyby przyczynił się do tego epokowego awansu polskich sztuk graficznych.

Terapia na kominy

Podobny zbieg okoliczności zdarzył się przy okazji wystawy grafik Zofii Stanisławskiej.  Goszcząca ją w swoim ogrodzie Lunia Bonder okazała się być zwolennikiem kominów, od dawna robiącym zdjęcia napotkanym egzemplarzom. Nie jest to bez znaczenia, bowiem to właśnie kominom, a konkretnie kominom elektrociepłowni Siekierki, poświęciła swój najnowszy cykl prac pani Zofia.  Choć stanowią od lat charakterystyczny element sadybiańskiego krajobrazu, kominy nie są raczej lubiane przez mieszkańców miasta ogrodu.  Autorka sama nie darzyła ich sentymentem, aż się w końcu do nich przekonała, patrząc na nie niemal codziennie z okien swojego domu.  Cykl prac pod tytułem „Terapia na kominy” pokazuje już tą lepszą, zaakceptowaną stronę rzeczywistości.  Grafiki nie odtwarzają jednak rzeczywistości, a raczej – podobnie jak u wspomnianego wyżej Przemka Truścińskiego – nieco ją deformują, przerysowują.   

W pracach Zofii Stanisławskiej widać głębokie techniczne przygotowanie.  Nie ma tu miejsca na przypadek – ciepłe, kolorowe plamy kominów są precyzyjnie rozmyte, wzajemne usytuowanie poszczególnych elementów na stronie sprawia zaś, że kominy nabiorą lekkości. Widać tu warsztat, który zapewne zdobyła autorka podczas studiów grafiki artystycznej w Warszawie, czy wcześniej, studiując rysunek i fotografię w Lizbonie.  Artystka zdradziła tajemnice swojego warsztatu już na wstępie do wystawy.  Przed wejściem do właściwego ogrodu wystawiła na sztaludze opis stosowanej przez nią techniki.  Jest nią wymagająca dużej precyzji i cierpliwości monotypia.  Wbrew obecnym trendom, nie ma ona nic wspólnego z komputerem. Jej efektów nie sposób powielić nawet  w kilku egzemplarzach.  Każda grafika powstaje na matrycy i wychodzi tylko w jednym, unikatowym egzemplarzu. 

Zobacz zdjęcia z obu wystaw:

Zostań członkiem Towarzystwa Miasto Ogród Sadyba